Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

mistrzowie w MNW

muzeum narodowego w warszawie przy al. jerozolimskich jest od lipca zamknięte z powodu remontu. być może na wiosnę nowego roku poznamy nowe wnętrza muzeum założonego w 1862 roku. gmach wzniesiony w latach 1927 - 1938 zaprojektował tadeusz tołwiński w stylu klasycyzmu modernistycznego (lub funkcjonalizmu).

zbiory muzeum liczą około miliona egzemplarzy zgromadzonych w 14 kolekcjach znajdujących się w 7 galeriach stałych: sztuki starożytnej, sztuki wczesnochrześcijańskiej (faras), sztuki średniowiecznej, malarstwa polskiego, sztuki współczesnej, sztuki zdobniczej i 7 zbiorach studyjnych.

wśród interesujących dzieł można w zbiorach muzeum narodowego w warszawie odnaleźć "perełki", które obejrzymy już niedługo w świeższym wydaniu. warto zwrócić na nie uwagę teraz, gdy są one z racji remontu niedostępne dla zwiedzających, by odnaleźć je w nowym, odświeżonym gmachu muzeum.

sandro botticelli (1444 - 1519)

tego florenckiego malarza okresu renesansowego quattrocenta wszyscy znają przede wszystkim dzięki obrazom o tematyce mitologicznej (primavera, narodziny wenus). warto jednak wiedzieć, że malarz potrafił wykorzystać swój talent do uwieczniania na płótnie pięknych kobiet również w malowaniu pięknych madonn. znajdująca się w mnw madonna z dzieciątkiem, św. janem chrzcicielem i aniołem to przykład  tonda (=obraz w kształcie okręgu), w którym wszystkie postaci świętych posiadają typowe tylko dla botticelliego podłużne, owalne twarze z migdałowymi oczami i długimi szyjami ze smutnym, może nieco zadumanym grymasem. malarstwo tego florenckiego malarza charakteryzuje się także nasyconymi, niemal weneckimi barwami szat, co tutaj można zauważyć szczególnie w ubraniu matki boskiej - błękit z lapis lazuli symbolizujący niebiańską godność oraz czerwień sukni mówiąca o królewskim majestacie. w obrazie tym najważniejsza jest subtelność modelunku i piękna gra świateł, a także harmonia kolorów i symetria obrazu - postać madonny przedziela znajdującą się w tle bramę na pół, tak, że po obu jej stronach znajdują się bukiety róż (symbole dziewictwa i czystości maryi) oraz symetryczne postaci jana chrzciciela i anioła wpatrzonych nieco sennym wzrokiem w centralną postać madonny i dzieciątka na jej kolanach udzielającego błogosławieństwa oglądającym obraz.
znajdujące się na obrazie rekwizyty mają symboliczną wymowę - trzymana przez anioła otwarta księga może być uznana za stary testament pełen proroctw, które mają zostać wypełnione w zamkniętej jeszcze, owiniętej w sukno białej nowotestamentowej księdze leżącej na stoliku.

Sandro Botticelli, Madonna z Dzieciątkiem, świętym Janem Chrzcicielem i Aniołem, XV w.

lucas cranach starszy (1472 - 1553)

ten niemiecki malarz i grafik renesansowy pracował głównie na dworze elektora saskiego, fryderyka mądrego. jego twórczość miała duży wpływ na północny renesans, był nawet uznawany za oficjalnego malarza reformacji, przyjaźnił się z marcinem lutrem i malował jego portrety. tematyka jego obrazów obejmuje głównie mitologię i dzieje religijne. jego najpopularniejsze dzieła przedstawiają nagie boginie, w tym wenus, oraz często podejmowane tematy adama i ewy. nagości nauczył się od artystów włoskich, swoje charakterystyczne, smukłe i nieco wydłużone sylwetki ludzkich ciał podpatrzył we współczesnym sobie malarstwie niemieckim, najprawdopodobniej u durera. warto zwrócić uwagę na podobieństwo sylwetek adama i ewy do tych z grafik albrechta durera. drugą specjalnością malarza są portrety, zarówno popiersi jak i całych sylwetek. bardzo rozpoznawalnymi dla tego malarza są stroje portretowanych kobiet, często ubrane w szerokie kapelusze z piórami.
w muzeum narodowym w warszawie znajdują się cztery obrazy cranacha starszego: adam i ewa, rzeź niewiniątek, niedobrana para oraz dama z niezapominajkami.

Lucas Cranach Starszy, Adam i Ewa, XVI w.

Lucas Cranach Starszy, Dama z niezapominajkami, XVI w.

uznaje się, że pod wpływem lucasa cranacha starszego powstał inny znajdujący się w muzeum obraz, bitwa pod orszą - jedyna zachowana ilustracja polskiej bitwy z czasów jagiellonów, bitwy mającej miejsce 8 września 1514 między wojskami polsko-litewskimi a wojskami wielkiego księstwa moskiewskiego. patrząc na płótno ma się wrażenie chaosu; nagromadzenie około tysiąca małych postaci żołnierzy w lśniących zbrojach, gdzie prawie każda postać posiada indywidualne ruchy i pozy. kompozycja obrazu ma charakter narracyjny - można odczytać najważniejsze fazy bitwy patrząc od prawej do lewej pionowymi pasami. od prawej widać przeprawę wojsk polsko-litewskich przez rzekę, przez most przenoszona jest wielka armata. dalszy pas przedstawia armię moskiewską w spiczastych hełmach. w dole obrazu znajduje się masakra pokonanych, w górze pościg. w tłumie walczących można odnaleźć postaci historyczne, np. trzykrotnie ukazanego wodza strony polskiej, konstantego ostrogoskiego. cyzelatorstwo postaci, uzbrojenia i sylwetki koni przywołują na myśl malarstwo północne, być może niemieckie, choć tożsamości autora nie odkryto.

 Autor nieznany, Bitwa pod Orszą, ok. 1530

peter paul rubens (1577 - 1640)

choć największe dzieła tego flamandzkiego malarza epoki baroku wiszą na ścianach największych światowych muzeów od luwru, przez prado i ermitraż po national gallery w londynie, i w skromnych zbiorach warszawskiego muzeum można odnaleźć rubensowskie płótno. malarz pochodził z flandrii, regionu wówczas znajdującego się pod panowaniem hiszpańskich habsburgów, a zatem był katolikiem. jego dzieła, bogate, pełne zmysłowości i religijnego uniesienia, silnie kontrastowały z powstającymi równolegle protestanckimi obrazami malarzy holenderskich, takich jak chociażby dorównujący rubensowi talentem rembrandt. każdy chyba umiałby rozróżnić dzieło rubensa na tle innych, nawet jeśli także barokowych, dzieł. charakterystyczne krągłości ciała, niemal zrolowana od ilości tłuszczu i pomarszczona skóra - niegdyś uznawane za oznakę zdrowia i zamożności, dzisiaj jedynie za cechę barokową. rubens - choć podejmował tematy mitologiczne, tworzył też ilustracje dziejów biblijnych, tak jak ta; sporych obrazów obraz przedstawia małego jezusa i jana chrzciciela niczym dwa barokowe putta na tle bujnego krajobrazu bawiące się z barankiem - atrybutem jana chrzciciela i symbolem męczeńskiej śmierci jezusa. mały odkupiciel ostrożnie, ale z ciekawością wyciąga pulchną rączkę, by pogłaskać główkę zwierzęcia - godząc się na przyszłą śmierć za grzechy ludzkości.

Peter Paul Rubens, Dziecię Jezus i Dziecię Jan Chrzciciel, XVI w.

willem claesz heda (1594 - 1680)

malarstwo barokowe upodobało sobie szczególnie całkiem nowy temat - martwą naturę. okazała się ona doskonała do ukazywania motywu vanitas mówiącego o kruchości i krótkości życia ludzkiego na ziemi, popularnego w XVI  i XVII w. potrzeba takich obrazów była równoważna z popytem na malarzy wykwalifikowanych do realistycznego malowania przedmiotów codziennego użytku. najwięcej takich utalentowanych artystów znalazło się na północy, czego dowodem jest holender willem claesz heda. jego specjalnością było malowanie stołów suto zastawionych barwnym jedzeniem oraz naczyń z różnych materiałów, które były pretekstem do ukazania kunsztu malarza. niejednokrotnie przy tego typu mistrzowskich martwych naturach obrazy są tak dobre, że przypominają fotografie, a ludzie w galeriach łapią się na tym, że mają chęć sięgnąć po namalowane owoce. obraz znajdujący się w mnw przedstawia krawędź stołu częściowo przykrytego obrusem, na którym znajdują się chaotycznie ułożone naczynia z resztkami jedzenia - ciastem i orzechami oraz napojami - winem i piwem. w tym niemal reporterskim ukazaniu jedzenia pozostawionego przez biesiadników trzeba oczywiście doszukiwać się barokowych symboli; kielich do połowy napełniony winem może być oznaką kruchości życia albo pochwałą powściągliwości pijącego, dla estetyki obrazu jest natomiast znakomitym pretekstem do ukazania refleksów świetlnych. rozrzucone naczynia także mogą być oznaką niestabilności, krótkości życia ludzkiego. ciekawą równoważnią dla vanitatywnego nastroju obrazy mogą być porozrzucane wokół "ruin" naczyń orzechy włoskie - symbol płodności lub ukrytej tajemnicy, a zatem nadziei na przedłużenie życia. heda był znany z mistrzowskiego operowania światłem, a także opierania kompozycji na jednym kolorze - tutaj dostrzegamy dominację szarości.

Willem Claesz Heda, Deser (Vanitas), XVII w.

philippe de champaigne (1602 - 1674)
ten barokowy malarz pochodzący z flandrii, a tworzący we francji nie należy może do czołówki najlepszych i najsłynniejszych artystów świata, natomiast jego dzieła są dość rozpoznawalne. jest on bowiem autorem najpopularniejszych portretów kardynała richelieu, najbardziej wpływowego w czasach ludwika XIII męża stanu będącego symbolem ówczesnej polityki francuskiej. w stylu de champaigne'a można odnaleźć flamandzki realizm i bogatą technikę oraz klasyczny ład sztuki francuskiej. portret kardynała jest właśnie ucieleśnieniem klasycznej powściągliwości, surowej prostoty i oszczędności w doborze akcesoriów. obraz ten jest monumentalną i doskonale wyważoną kompozycją pełną majestatu, której nie można było odmówić pierwszemu premierowi francji. portret ten jest portretem en pied, ujmującym modela w całej postaci, wypełniającej nim i dodatkowymi dekoracjami (tutaj kolumna i draperie) całe płótno. kardynał z orderem św. ducha na piersi stoi w teatralnej pozie trzymając w jednej dłoni zdjęty z głowy kapelusz kardynalski, który jest symbolem pozycji w kościele, drugą dłonią robi zaś teatralny gest, typowy dla polityka. kolorystyka obrazu została zawężona do szarości i różów stroju kardynała; oddany z flamandzką precyzją chłód jedwabiu szaty i efekty kładącego się na niej światła są popisem mistrzostwa. obraz ten jest autorską repliką obrazu znajdującego się w luwrze.

marcello bacciarelli (1731 - 1818)

bacciarelli był pierwszym malarzem nadwornym króla stanisława augusta poniatowskiego. miał wielki wpływ nie tylko na sztukę polską, ale na jej rozwój i oświatę w ogóle, był bowiem generalnym dyrektorem budowli królewskich i zaufanym doradcą króla w sprawach artystycznych - jego zasługą była królewska malarnia, a także projekt pierwszej akademii sztuk pięknych w warszawie oraz stworzenie pierwszego muzeum. jako malarz, bacciarelli znany jest z licznych portretów króla o charakterze reprezentacyjnym, pełniących ogromnie ważną funkcję propagandową. jednym z nich jest profil króla w purpurowym płaszczu haftowanym złotem, obszytym gronostajem, i w czarnym, wysokim kapeluszu z piórami. ukazanie króla w takim stroju oraz jego dumny profil na neutralnym tle, dający skojarzenie podobizn wodzów na medalach czy monetach oraz bogato zdobiona rama z insygniami królewskimi w zwieńczeniu są elementami składającymi się na pełen majestatu obraz reprezentacyjny.

wergiliusz w mnw

 Marcello Bacciarelli, Portret Stanisława Augusta z klepsydrą, 1793, MNW

wśród reprezentacyjnych obrazów marcella bacciarellego, nadwornego malarza ostatniego króla rzeczypospolitej polskiej, jednym z ciekawszych jest portret stanisława augusta poniatowskiego z klepsydrą, ciekawym dlatego, bo posiada bogatą warstwę symboliczną. sam król nazwał portret „alegorycznym”, gdyż obraz przepełniony jest symbolicznymi atrybutami. mamy koronę, symbol władzy królewskiej, i wsadzoną w nią klepsydrę, symbol cykliczności, śmierci i przemijania czasu, która może być zwiastunem kończącej się wkrótce władzy monarchy. pozostałe przedmioty, takie jak dokumenty, kałamarz z piórem czy burza za oknem wyrażają romantyzujące treści, których jednak nie udało się korzystnie zinterpretować. obraz opatrzony jest łacińską dewizą (znajdującą się na ramie stołu, o który oparty jest król) która brzmi: quaesivit coelo lucem, czyli: szukał światła na niebie. co wnosi do wizerunku króla ten zaczerpnięty z IV księgi eneidy wergiliusza fragment? uważa się, że słowa te są czymś w rodzaju testamentu politycznego stanisława augusta po przegranej wojnie z rosją w obronie reform konstytucji 3 maja i drugim rozbiorze rzeczypospolitej, bądź jako próba obrony przed oskarżeniami przeciwników polityki króla. niektórzy odczytują fragment także pod kątem symboliki masońskiej (masoneria – inaczej wolnomularstwo lub sztuka królewska – ponadnarodowy ruch etyczny o swoistych strukturach organizacyjnych, który swe pryncypia i idee wyraża za pośrednictwem rozbudowanej symboliki i rytuałów). otóż według wolnomularzy, którymi był zarówno król - mecenas sztuki, jak i bacciarelli, a także doradcy i pełnomocnicy króla od spraw artystycznych, dewizę można zinterpretować przesłaniem „rozpraszania ciemności”. by zrozumieć sens tego przesłania, warto przypomnieć sobie teorię oświecenia; według masonów światło było przecież zapowiedzią zmiany na lepsze, symbolem rozumu i intelektu. zatem król stanisław august miał poradzić sobie z zaborcami i wyciągnąć uciemiężony naród polski z niewoli. wtedy ów cytat może być komentarzem do jego dokonań - król starał się pomóc ojczyźnie, szukał nadziei, światła na niebie, ale jego czyny ograniczyły się do starań, bowiem przecież żadnego rozwiązania dla cierpiącego kraju nie znalazł, a nawet był zmuszony do abdykacji 25 listopada 1795 roku.

 Józef Peszka, Scena alegoryczna z Napoleonem, 1810, MNW
 
nawiązanie do IV księgi eneidy wergiliusza jest widoczne także w innym obrazie doby klasycyzmu, mianowicie w pracy józefa peszki scena alegoryczna z napoleonem. jest to zobrazowanie utraconych nadziei narodu polskiego związanych z odzyskaniem niepodległości u boku napoleona. postać cesarza na koniu znajduje się w centrum obrazu, zaś u jego stóp leży umierająca dydona, bohaterka eneidy. śmierć dydony związana jest z odjazdem jej kochanka, eneasza, który dowiadując się od jowisza, że zostanie założycielem wielkiego imperium, zostawia swoją ukochaną. dydona próbuje przekonać go do odwrotu, jednak gdy to nie skutkuje, wchodzi na stos pogrzebowy i zadaje sobie śmiertelny cios mieczem. na obrazie peszki dydona jest personifikacją upadłej polski. znajdująca się obok jej siostra, anna, o twarzy marii walewskiej - porzuconej przez napoleona - jedną dłonią podtrzymuje konającą polskę, a drugą wyciąga w błagalnym geście ku odjeżdżającemu napoleonowi – eneaszowi. jest to subtelne ukazanie historii bezlitośnie zataczającej koło, a także dowód na to, jak wciąż żywa jest we współczesnym świecie twórczość poetów rzymskich.

czwartek, 25 sierpnia 2011

firma portretowa witkacego

Motto:
Klient musi być zadowolony.
Nieporozumienia wykluczone.


Witkacy, Ostatni papieros skazańca, 1925

w roku 1925 stanisław ignacy witkiewicz namalował ostatni olejny portret ostatni papieros skazańca. porzucił malarstwo olejne przekonany, że nie jest ono w stanie zrealizować założeń czystej formy (= założenia, że treść dzieła może być zupełnie dowolna podczas gdy na wartość dzieła składa się jego forma - to od niej zależy reakcja odbiorcy i zmuszenie go do głębszych przeżyć). decyzja ta związała się z rozpoczęciem na dobre twórczości portretowej, zawężonej do taniego papieru i pasteli. ambicje artystyczne oraz problemy finansowe zawiodły go do założenia jednoosobowej firmy portretowej "s. i. witkiewicz". podobno pomysł założenia tak nietypowej działalności witkacy zaczerpnął z opowiadania romana jaworskiego pt. "trzecia godzina" wydanego w 1908 roku.

działalność kierownika artystycznego zakładu pogrzebowego opisywane w tym opowiadaniu stanowią analogię do funkcjonowania firmy portretowej witkacego. witkacy podzielił swoje usługi na pięć zasadniczych typów portretów z wyróżnieniem specjalnego, którego "za pieniądze nabyć nie można" - wykonywanego tylko dla przyjaciół podczas spotkań towarzyskich pod wpływem alkoholu i narkotyków. stworzeniu firmy towarzyszyło napisanie interesującego regulaminu, w którym malarzy określił opis rodzajów portretów ujętych w pięć typów: A, B, C, D i E.

typ A - były to tzw. portrety "wylizane", czyli malowane z fotograficznym podobieństwem i realizmem, nie porzucając jednak wodzy fantazji całkowicie - często tło było wypełnione egzotyczną roślinnością albo innymi fantastycznymi dekoracjami. taki portret, związany z dłuższym procesem pozowania i większą starannością malarza były wyceniane najdrożej, na 350 zł.

Witkacy, Portret Włodzimierza Nawrockiego, 1926

typ B - "rodzaj bardziej charakterystyczny, jednak bez cienia karykatury (...) stosunek do modela obiektywny." były to, jak pokazała historia, zwyczajne portrety zwyczajnej klienteli, osób nieznanych malarzowi, do których nie żywił wysublimowanych uczuć. takich portretów w portretowni powstało najwięcej; kosztowały 250 zł.
podtyp B+ wiązał się z większą swobodą, stąd jego cena spadała do 150 zł.

Witkacy, Portret podwójny Heleny Lisińskiej i Jana Gadomskiego, 1939


typ C - portrety tego typu powstawały spontanicznie na spotkaniach towarzyskich dla przyjaciół, za które witkacy nie brał żadnych pieniędzy. istnieje kilka podtypów portretów typu C związanych z substancjami odurzającymi, pod których wpływem był artysta w trakcie tworzenia: kokainy (C + Co), eteru (C + Et), eukodalu (C + Eu). wpływ substancji "wspomagających" wiązał się z "subiektywną charakterystyką modela", a często nawet prowadził do kompozycji abstrakcyjnych.

Witkacy, Portret Michała Choromańskiego, 1930 (C + Co + Eu + Et)

* najwięcej takich portretów powstało na przełomie lat 20. i 30., kiedy witkacy eksperymentował z narkotykami pod okiem lekarzy. organizowana spotkania towarzyskie, na których wspólnie zażywano kokainę. owocem takich spotkań bywało po kilkanaście portretów, bowiem narkotyk wzmagał energię portrecisty. na portrecie michała choromańskiego widać, że kokaina zaburza ostrość widzenia, czego wynikiem są mocno zdeformowane twarze w gęstwinie różnobarwnych kresek. inne narkotyki również można rozpoznać po wyglądzie portretów; haszysz daje jaskrawe, neonowe kolory, a eukodal jaskrawe barwy z białymi refleksami.

typ D - portrety tego typu były najniżej wyceniane; artysta brał za nie 100 zł, ponieważ nie uważał ich za wartościowe. były one bowiem niejako imitacją obrazów grupy C, tyle że na trzeźwo. sam określał je jako sztuczne, sztywne i pozbawione ekspresji. pisał w końcu, że w rysunkach robionych pod wpływem kokainy (...) dokonałem pewnych rzeczy, których bym w normalnym stanie nie dokonał. przykładem portretu typu D jest poniższy portret, który artysta dobitnie podpisał "rysunek nieszczery".


Witkacy,  Portret Teodora Białynickiego-Biruli, 1928

typ E - "dowolna interpretacja psychologiczna według intencji firmy". wiązało się to praktycznie z wysubtelnieniem portretu i podkreśleniem urody modelki (gdyż najczęściej do tego portretu pozowały witkacemu kobiety, które mu się podobały) - największa ilość portretów to podobizny neny stachurskiej. zdarzały się też portrety męskie, ale w tej konwencji modele wychodzili zbyt zniewieściali.

Witkacy, Portret Neny Stachurskiej, 1929

jednak witkacy często tworzył portrety mieszane. np. portrety dziecięce wykonywano w typach B i E, bo "z powodu ruchliwości dzieci czysty typ B jest przeważnie niemożliwy." dzieci przedstawiał frontalnie, za stołem z rekwizytami, np. owocami lub zeszytem czy przyborami do pisania. takie portrety to koszt od 150 - 250 zł.
 
 Witkacy, Portret Izabeli Zborowskiej, 1934
 
innym typem mieszanek były portrety podwójne, gdzie jedną z osób przedstawiono realistycznie, przy drugiej uruchamiając wodze fantazji - witkacy bardzo lubił takie kontrasty. bardzo ciekawym przykładem takiej mieszanki jest fałsz kobiety - portret maryli grossmanowej z autoportretem malarza, które ilustruje sam seans portretowy. modelka została ukazana w typie A - bardzo realistycznie, jednak na tle fantastycznego krajobrazu. podobno artysta nie był przekonany do zrealizowania tego zamówienia, jednak zachęciła go wysoka cena 500 zł. nie byłby jednak sobą, gdyby w jakiś sposób swojej niechęci do portretowania bogatej żony właściciela wytwórni guzików nie wyrazić. na drugim planie narysował siebie z łobuzerską miną i zaciśniętą za plecami pięścią, przed nim mieści się "właściwy" portret klientki w typie D, czyli tym, który artysta uważał za najmniej szczery. być może ten zabieg jest chytrym przedstawieniem dwulicowego charakteru kobiety, a widz sam musi sobie odpowiedzieć, która "wersja" grossmanowej mogła bardziej pasować do jej usposobienia.

Witkacy, Fałsz kobiety, 1927

oglądając portrety witkacego można zauważyć ciekawe rozwiązania i "dodatki". wszystko to było oczywiście zawarte w regulaminie. np. jednym z częstszych zabiegów, stosowanym w portretach kobiet, była poza alcoforado - głowa lekko odchylona do tyłu z zamkniętymi oczami, wzięta od nazwiska portugalskiej zakonnicy. przykład takiego zabiegu widoczny jest w portrecie marii nawrockiej z 1929 roku.
często witkacy umieszczał głowy swoich modeli na podstawkach, kurzych nóżkach czy klasycznych postumentach. występowały też odważniejsze wariacje: głowy zakończone rybim lub gadzim ogonem, penisem lub dwie głowy zrośnięte i podane ładnie na talerzu. nie trzeba chyba wymieniać kolejnych rewelacji, głów latających w nieokreślonej przestrzeni, postaci przebranych w peruki czy ze skrzydłami. witkacy, człowiek orkiestra obdarzony niebywałą wyobraźnią wzmaganą używkami tworzył dzieła fascynujące i przerażające zarazem.

aha, no i jeszcze kilka podstawowych informacji. chcesz zamówić sobie portret u witkacego? dobrze, ale po pierwsze: nie dyskutuj nad regulaminem, nie komentuj obrazu. jeśli ci się nie podoba, możesz nie przyjąć portretu, ale nie argumentuj swojej niechęci. portret się podoba? zapłać, ale miej na uwadze dodatkowe stawki - obnażone ramię kobiety i każda ręka to dodatkowa 1/3 cena portretu. możesz pozować w domu, chyba że jesteś ciężko chory, wtedy firma weźmie pod uwagę te niedogodności i przyjmie cię u ciebie. no i najważniejsze - bądź punktualny.

środa, 24 sierpnia 2011

magdalena abakanowicz


krakowskie przedmieście przypomina przechodniom o wciąż jeszcze niedocenianej (dla przykładu można sobie porównać objętość artykułu o artystce z polskiej wikipedii z artykułem z wikipedii angielskiej)  niepopularnej (wśród laików) w polsce artystce, która paradoksalnie przynosi swojej ojczyźnie rozgłos i chwałę. magdalena abakanowicz, bo o niej mowa, stała się bohaterką kilku plansz rozstawionych przed domem polonii sygnalizujących jedynie kilka najważniejszych, można by rzec "markowych" dzieł artystki znanych i pożądanych na całym świecie.






data i miejsce urodzenia: 20 czerwca 1930, falenty (woj. mazowieckie)
wykształcenie: liceum sztuk plastycznych w gdyni. 
                       od 1949 akademia sztuk pięknych w gdańsku (później sopocie)
                       od 1950 akademia sztuk pięknych w warszawie
dokonania: od 1979 profesorem poznańskiej państwowej wyższej szkoły sztuk plastycznych
                  prowadzenie zajęć na uczelniach zagranicznych (w kalifornii, w kanadzie, w australii)
                  doktorat honoris causa wielu renomowanych instytucji
                  liczne odznaczenia w dziedzinie sztuki  i oświaty
wystawy: jej prace znajdują się w ponad 70 muzeach i zbiorach na całym świecie, od polski, po usa i japonię

twórczość szyta na miarę kobiety

fenomen artystki polega na tym, że wykorzystuje ona niecodzienne techniki i materiały do przetwarzania swoich myśli w namacalne dzieło. choć jak każdy artysta, abakanowicz zaczynała od dwuwymiarowego malarstwa, tworząc gwasze przedstawiające barwne rośliny, zwierzęta i motywy fantastyczne, już pod koniec lat 50. rozpoczęła poważną przygodę z tkaniną, której posmakowała jeszcze na zajęciach podczas studiów.
artystce udało się przełamać swoją sztuką stereotypy, jakoby tkactwo miało być rzemiosłem kojarzonym z ubogimi kobietami. pochodząca z arystokratycznej rodziny, zafascynowana tą metodą, przekształciła tę żmudną pracę w sztukę, tworząc kolorowe, oparte na ciepłych barwach trójwymiarowe konstrukcje.

raptem kilka lat po zakończeniu studiów, gdzieś około 1967 roku abakanowicz zaczęła produkować dzieła, które zapewniły jej światową karierę i rozpoznawalność. te ogromne konstrukcje liczące po kilka metrów wysokości, podwieszane pod sufitem, lekko drgające od ruchów powietrza, z czasem zaczęto nazywać abakanami. nie ma dla współczesnego artysty większego zaszczytu niż zapisanie się w dziejach historii w ten sposób. oczywiście jej nowatorskie prace zostały przyjęte aplauzem i nagrodzone na biennale w sao paolo złotym medalem.



Magdalena Abakanowicz, Abakan Czerwony (1969) i Abakan Pomarańczowy (1971)
Tate Modern, Londyn

komary czy ludzie?

większa część twórczości artystki to jednak nie same abakany, ani rzeźby z wełny, ale też konstrukcje nie mniej interesujące, tworzone w "mocniejszych" materiałach, takich jak kamień, metal, drewno. do prac szanowanych i rozpoznawalnych na całym świecie należą rzeźby łączące się w zewnętrzne instalacje, popularnie zwane tłumami. stanowiły one niejako przejście z rzeźb tworzonych wyłącznie z materiału w sztywne konstrukcje, powstawały bowiem ze zszywanych  i utrwalanych żywicą płócien formowanych w postacie człekokształtne. twórczość lat 70. i 80. przyniosła rzeźby: alteracje (1974-1975) składającej się na 12 wydrążonych tułów pozbawionych głów siedzących w rzędzie; głowy (1973–1975) pozbawionych twarzy ogromnych głów oraz plecy (1976-1980) przedstawiających 80 nieco różniących się od siebie ludzkich korpusów. pierwszy "prawdziwy" tłum powstał w latach 1986-87, zatytułowany tłum I złożony z 50 wolno stojących sylwetek ludzkich.
ostatnio przed arkadami kubickiego zamku królewskiego w warszawie można podziwiać dwie tego typu prace abakanowicz z późniejszego okresu: bambini  i głowę.

 Magdalena Abakanowicz, Bambini (83 sztuki), 1998-99

najsłynniejszą pracą z serii rzeźb antropomorficznych jest praca praca nierozpoznani, wykonana z okazji 750-lecia lokacji poznania. dzieło to jest największą dotychczasową plenerową realizacją artystki. składa się ze 112 wysokich na ponad 2 metry odlanych z żeliwa figur ustawionych według nieokreślonego porządku na trawniku. według niektórych spostrzeżeń figury sprawiają wrażenie tłumu kroczącego w różnych kierunkach.

 Magdalena Abalanowicz, Nierozpoznani, 2001/2002, Poznań

co stara się przedstawić artystka za pomocą pomnożonych postaci ludzkich pozbawionych głów? czy mają być one ilustracją  naszej anonimowości w tłumie, w codziennym, zabieganym świecie? a może uświadomieniem, że w dzisiejszej rzeczywistości trudno nam się odnaleźć, "tracimy głowę" wobec pędzącego czasu, niewytłumaczalnych zjawisk, uciekających emocji i uczuć. abakanowicz stara się być może przedstawić problem egzystencjalny współczesnego człowieka. człowiek, istota stadna jednocześnie stara się odłączyć, iść niezależnie od tłumu, a jednak tęskni za towarzystwem podobnych sobie istot, szuka bliskości chociażby w grupie nieznajomych. kiedyś artystka określiła swoje figury jako "bezmyślne istoty działające na komendę, czczące na komendę i nienawidzące na komendę", co miało być jej sposobem interpretacji czasów stalina, w których się wychowała oraz reakcją na okrucieństwa II wojny światowej.
„Patrzyłam kiedyś, jak roiły się komary – pisała w 1985 roku. – Szarymi masami. Stado za stadem. Drobne. W gęstwinie innych drobnych. W nieustannym ruchu. Każdy zajęty własnym śladem. Każdy inny, różny drobnymi szczegółami kształtów. W tłumie wydającym wspólny dźwięk. To były komary czy ludzie?”
dłutem w przyszłość

artystka tworzy do dziś, a spod jej "dłuta" wychodzą najróżniejsze prace. ciekawsze z nich to te z serii war games (1989 - 90) składające się na wielkie pnie pozbawione gałęzi "udekorowane" materiałami, elementami ze stali i metalu, tworząc nietypowe konstrukcje wyglądem przypominające działa wojskowe, co sugerują także ich tytuły. drugim ważnym dziełem światowym jest projekt agora (2004-2006) znajdujący się obecnie w chicago. jest to zbiór 106 antropomorficznych postaci bez głów i rąk wysokości ok. 2,7 metra, wykonanych z żelaza. postaci są wydrążone i podatne na rdzawienie, często w rozkroku, jak gdyby zatrzymane w wędrówce. projekt ten jest analogiczny do nierozpoznanych, jednak agora daje publiczności możliwość interakcji, mogą oni wejść pomiędzy figury, wędrować razem z nimi. można powiedzieć, że postaci te chodzą zamyślone, tak jakby z rękami założonymi do tyłu i głową opuszczoną w zadumaniu. zatem w związku z taką interpretacją instalację można porównać do starożytnej greckiej agory pełnej dumających filozofów-sokratesów zapraszających przechodniów do dzielenia refleksji i "filozofowania".

Magdalena Abakanowicz, Agora, 2006, Chicago

inną ciekawą formą artystyczną jaką prezentuje artystka jest jej architektura arborealna powstała w jednej z dzielnic paryża jako projekt dzielnicy ekologicznej w latach 90. pomysł zrealizowano w formie kilkudziesięciu budynków o kształcie organicznym zbliżonym do drzew. wedle projektu fasady tych budowli miały być pokryte piętrową roślinnością.

Magdalena Abakanowicz, przykład architektury arborealnej, 1991, Paryż

ile polki w polsce?
pocieszający jest fakt, że artystka tworzy w warszawie i także w swojej ojczyźnie pozostawia wiele interesujących dzieł, jednak głównie w zbiorach muzeów, nie zaś na świeżym powietrzu. pierwszą stałą instalacją artystki w przestrzeni publicznej warszawy jest projekt rozdroże 2010, powstałe w listopadzie 2010 pierwotnie dla pl. na rozdrożu, obecnie znajdujące się na podzamczu obok niedawno uruchomionych fontann.
projekt ten obejmuje cztery stalowe, prawie 3-metrowe rzeźby wykonane ze spawanych kawałków blachy. abstrakcyjne postaci są interpretowane na różne sposoby - jednym przypominają krasnale, innym ptaki, jeszcze innym - wojowników. pierwotnie interpretowano figury jako czterech rycerzy okrągłego stołu: parcifala, lancelota, wizarda i galahada, postaci znajdujące się w pracy dwór króla artura. artystka jednak odrzuciła taką interpretację.
co ciekawe, praca powstała między innymi dlatego, że w związku z próbą uzyskania przez warszawę miana europejskiej stolicy kultury 2016 "dalsza nieobecność w warszawie rzeźb abakanowicz to byłaby kompromitacja". racja, pytanie tylko z czyjej winy dotąd żadna z prac artystki nie znalazła się w polsce na stałe.


Magdalena Abakanowicz, Rozdroże 2010, 2010, Warszawa

w ramach wystawy zorganizowanej przed pałacem potockich ze zbiorów muzeum narodowego we wrocławiu prezentującej kolekcję sztuki współczesnej polskiej, można było oglądać prace abakanowicz z serii ptaki i mutanty. prace miały być prezentowane do końca 2010 roku, aczkolwiek mogę zapewnić, że jeszcze w czerwcu tego roku zrobiłam zdjęcia mutantom. sześć rzeźb z tego cyklu wykonano ze stali nierdzewnej z łączonej blachy.

Magdalena Abakanowicz, Mutanty, 2000

magdalena abakanowicz - kobieta, która po 60 latach twórczości nadal cieszy się mianem jednej z najważniejszych współczesnych artystek. wytworzyła sobie markę już na początku twórczości, tym samym zapewniając sobie karierę na całe życie. dziś, w wieku 81 lat ma na swym koncie niesamowity dorobek. szkoda tylko, że mieszkająca w polsce artystka tak niewiele śladów swojej pracy pozostawiła w swoim kraju. winna temu jest zarówno polska publiczność jak i polski rynek, gdyż społeczeństwo wydaje się nie być jeszcze gotowe do zaakceptowania sztuki współczesnej w całym jej wymiarze. brak świadomości, a przede wszystkim brak znajomości twórczości tej wielkiej polki skutkuje właśnie brakiem stałych instalacji artystki w naszym kraju. ilustracją zainteresowania polskiego społeczeństwa sztuką może być przykry fakt, że większą uwagę turyści skupiają na rzeźbie hydraulika siedzącego na ławce obok słynnych już fontann, niż znajdujące się zaledwie kilka metrów dalej w przyjemnym cieniu drzew rzeźby rozdroże 2010.

sobota, 13 sierpnia 2011

upływający czas romana opałki

tydzień temu zaskoczyła mnie wiadomość o śmierci 80-letniego polskiego malarza romana opałki. malarza, który rejestrował swoją twórczość poprzez malowanie, czy może pisanie pędzlem na czarnym, a później jaśniejszym tle, rzędów białych cyfr, które wraz z nagrywanym podczas malowania głosem artysty i aktualnym zdjęciem jego twarzy miały być zapiskiem upływu czasu człowieka na ziemi.


roman opałka urodził się 27 sierpnia 1931 roku we francji. w wieku czterech lat pojechał z rodzicami do ich ojczyzny - do polski, która za cztery lata miała stać się świadkiem II wojny światowej. właśnie w związku z nią, w 1940 roku rodzina opałków wyjechała do niemiec, a w następnych latach z powrotem do francji. po wojnie rodzina zdecydowała się znów wrócić do polski, gdzie roman rozpoczął naukę w wałbrzyskiej szkole grafiki. przez lata 1946-48 poznawał tajniki litografii, ale w roku następnym przeniósł się dowyższej szkoły sztuk plastycznych w łodzi, gdzie uczył się u władysława strzemińskiego. ostateczne wykształcenie artystyczne otrzymał w warszawskiej akademii sztuk pięknych, aby po otrzymaniu dyplomu wyjechać do paryża. tam powstały pierwsze obrazy malarza: seria białych monochromów blanc mérité. w roku 1965 rozpoczął swój cykl OPALKA 1965/1 – ∞ już jako świadomy swego talentu artysta. na jego talencie poznali się również organizatorzy sopockiej wystawy młodych polskich artystów, która nagrodziła młodego malarza. następne lata przyniosły artyście wiele nagródna wystawach polskich i światowych oraz udoskonalenie cyklu OPALKA 1965/1 – ∞ poprzez dodawanie do obrazów nagrań z głosem malarza czytającym bieżące liczby.
kolejne lata przynosiły niesłabnące zainteresowanie obrazami malarza, sam malarz produkował kolejne płótna zapisane rzędami białych cyfr na początkowo czarnym, a potem szarym płótnie stopniowo rozjaśniając swoje obrazy (każde płótno o 1% bielsze od poprzedniego). jak mówił artysta, dążył do bieli mentalnej. po 35 latach kolejnych "liczbowych obrazów" zaczął umieszczać białe liczby na białym tle. każda praca była opatrzona nagraniem oraz zdjęciem twarzy malarza. ten "nieskończony" cykl okazał się tak naprawdę najważniejszą, a może z perspektywy popularności opałki jedyną pracą malarza w jego dorobku. fragmenty jego cyklu były prezentowane w najważniejszych galeriach na świecie, a w 2010 roku anonimowy nabywca kupił tryptyk wczesnych obrazów cyklu za bagatela 713 250 funtów (około 3 mln złotych), sprawiając, że była to wówczas najdrożej sprzedana praca żyjącego polskiego artysty.
choć większość życia spędził poza granicami ojczyzny, często pokazywano tu jego pracę. opałka pozostawał jednym z ważniejszych "eksportowych" artystów polskich ostatniego czasu. został za to nagradzany, chociażby jeszcze w styczniu bieżącego roku otrzymał z rąk prezydenta komorowskiego krzyż kawalerski orderu odrodzenia polski, odznakę za wybitne zasługi w zakresie oświaty, kultury i sztuki.

początki twórczości malarza są dość standardowe; zgodnie z programem nauczania szkół plastycznych malował martwe natury, pejzaże, akty, ale i abstrakcje. zajmował się także projektowaniem plakatów, pocztówek, wykonywał grafiki i ilustrował dzieła literackie, chociażby epos o gilgameszu. opałka niechętnie wspominał prace z tego okresu, sam zresztą zniszczył znaczną ich część w 1986 roku, kiedy nie mógł zabrać ich ze sobą za granicę. dopiero rok 1965 okazał się prawdziwym przełomem w jego twórczości, a potem również projektem jego życia. pierwsza praca serii OPALKA 1965/1 – ∞  zatytułowana detal znajduje się obecnie w muzeum sztuki w łodzi. detal to czarne płótno pokryte białymi liczbami od 1 do 35327 namalowanymi cienkim pędzelkiem kolejno w ciasnych równych poziomych rzędach. reszta cyklu wyglądała podobnie, z kolejnymi rzędami następujących po sobie liczb.

Roman Opałka, Detal 1-35327, 1965

ideę cyklu artysta tłumaczył symboliką czasu życia człowieka na ziemi; podstawowym znaczeniem pracy, której zamierzam poświęcić całe swoje życie, jest próba zarejestrowania procesu równocześnie zapisując życie i definiując je. (...) każdy detal  jest częścią idei, kontynuacją wielkiego płótna. poprzez zapis pierwszej i ostatniej cyfry na płótnie chcę pokazać proces tworzenia nieskończoności - mówił.

jednak wbrew powszechnemu przekonaniu, artysta ma na swoim koncie obrazy spoza sławnego cyklu. w drugiej połowie lat 60. oprócz tworzył też abstrakcyjne obrazy olejne o grubej fakturze nazywane greckimi literami: omikron, kappa, lambda oraz kompozycje trójwymiarowe złożone z płóciennych poziomych pasów. była to jednak krótka i nieudana próba tworzenia czegoś poza cyklem "liczonych obrazów". po 10 latach artysta zdecydował się całkowicie oddać projektowi zapisywania czasu. prace ulepszył narratorskim czytaniem liczb podczas ich malowania, a potem zaczął fotografować swoją twarz na tle ukończonego obrazu tak, że z czasem zarejestrował swój proces starzenia się. na zdjęciach ubrany jest zawsze tak samo - zawsze w białą koszulę, ma ten sam wyraz twarzy i tak samo jest uczesany.



kontynuował zamierzenia projektu nawet, gdy nie miał możliwości malowania w domu. wtedy prowadził zapiski w ramach uzupełniającego cyklu kartki z podróży, w którym zapisywał rzędy liczb tuszem na brystolu. malował tylko do pięciu obrazów - "detali" - rocznie, posuwając się w nich za każdym razem o kilka tysięcy liczb.

choć początkowo jego prace były niedoceniane, nawet opluwane tak jak na wystawie w budapeszcie, czy nazywane przez krytyków "nudą jak z książki telefonicznej", artysta bronił zamysłu projektu jak lew. argumentował, że jego prace nie są nudne, bo nigdy się nie powtarzają, nie są do siebie podobne - zawierają przecież szereg następujących po sobie liczb. najważniejsze w tej historii jest pojęcie czasu jednostkowego życia. (...) każdy artysta jest sakralną wartością, całym uniwersum. liczby, cyferki, książka telefoniczna ukazują to najlepiej. nie ja wymyśliłem ten porządek, progresję liczb. ja tylko zrozumiałem, że tą logiką można zbudować to, co my nazywamy czasem nieodwracalnym. bo my w nim żyjemy, w fatum jednego istnienia. - powiedział opałka w jednym z wywiadów.

no właśnie - czas jest nieodwracalny. prace opałki chyba wystarczająco dosadnie umiały ukazać fakt, że życie człowieka jest w pewnym sensie tylko rzędem takich cyfr - jest zapisem sekund jego pobytu na ziemi.
moja idea jest prosta jak życie, rozwija się od narodzin do śmierci. to zadanie na całe życie, bo ostatnia liczba, którą kiedyś namaluję będzie oznaczać kres mego istnienia. próbuję namalować coś, co nie było jeszcze namalowane. namalować czas trwania jednej egzystencji.


nagła, nieplanowana śmierć na wakacjach w rzymie spowodowana zakażeniem okazała się najbardziej poetycznym zakończeniem życia i twórczości malarza - okazała się paradoksalnie najlepszym uwieńczeniem jego malarskiej działalności. a może nazywanie tej śmierci "nieplanowaną" nie pasuje do tego, że leżała ona w zamyśle artysty. była przecież zakończeniem cyklu. cyklu, który nie mógł przecież trwać w nieskończoność. artysta sam nadał charakter swojemu życiu. można je podsumować jako OPALKA 1965/1 – 2011.