piątek, 26 lipca 2013

ach ten pocałunek!


choć nie było moim zamiarem tworzyć jakieś serii postów o obrazach z filmów, samoczynnie nawinął mi się kolejny przykład i nie pozostaje mi po prostu tego nie wykorzystywać. kto jest przebiegły i ma dobry wzrok znajdzie w tle na ścianie jednen z najchętniej reprodukowanych wizerunków całującej się pary:

Francesco Hayez, Pocałunek, 1859

obraz znajdujący się w mediolańskiej pinacoteca di brera został namalowany przez tworzącego w tym mieście romantycznego malarza włoskiego, francesco hayeza. artysta ten zajmował się przede wszystkim malarstwem historycznym, tworzył również portrety, a w jego dziełach doszukano się pomostu między włoskim neoklasycyzmem a północnoeuropejskim romantyzmem. patrząc jednak na obrazy hayeza, przyznać trzeba, że malował on może i tematy typowe dla romantyzmu, ale jego technika pozostała klasycyzująca; inspirował się ingresem (motyw odalisek), ale też grupą nazareńczyków, którzy pozostawali pod wpływem wczesnego renesansu. pozostaje jednak istota obrazu, a nie jego oprawa; w tej kwestii hayez malował czysto romantycznie; jego portrety i sceny rodzajowe pełne są emocji, a kompozycje nierzadko nawiązywały do wydarzeń bieżących, bo było jednym z głównym celów malarstwa drugiej połowy XIX wieku.

pocałunek to scena wydawałoby się banalna. otóż widzimy parę ukostiumowaną na zamożnych średniowiecznych młodzieńców - widzimy drogie materiały i dodatki, nieokreślone wnętrze z kamienia. najpewniej jest to znany z romansów rycerskich nieszczęśliwy związek, który musi ukrywać się ze swoim uczuciem - w komnacie panuje mrok, zapewne spotkali się na sekretnej schadzce w środku nocy, jak to bywało ze średniowiecznymi kochankami. napięcie i dramatyzm wynikający z potrzeby odliczania chwil przy jednoczesnym pragnieniu zatracenia się w tej jednej konkretnej chwili, oddaje układ dłoni i ciał - ona wtula się w niego, on przyciska ją do siebie, zagarnia, żeby nacieszyć się na dłuższy czas tym namiętnym pocałunkiem. czułość gestów przy jednoczesnym napięciu erotycznym. scena wydaje się zatem uniwersalna; niby zatopiona w średniowiecznej estetyce, niby budzi skojarzenia ze znanymi nam historiami miłosnymi - a jednak nie przedstawia nikogo konkretnego, postaci pozostają anonimowe.

ten fakt pozwolił na ukucie teorii o drugim, alegorycznym sensie tej sceny. w końcu obraz powstał w roku 1859, znaczącym dla historii włoch - wtedy bowiem rozpoczęło się risorgimento. czyż nie można znaleźć słodszej alegorii dla złączenia się rozdartej przez tyle wieków italii, niż porównanie jej do pary kochanków, którzy z utęsknieniem, lecz nie do końca w przyjaznych warunkach, padają sobie wreszcie w ramiona i oddają się wspólnej przyjemności? to właśnie w roku 1859 sardynia, oraz podległe jej miasta, m.in. mediolan, wypowiedziały wojnę austrii, rozpoczynając proces zjednoczenia - to właśnie dziewczyna miałaby być ucieleśnieniem królestwa piemontu i sardynii, która łącząc siły z francją zaczęła ubiegać się o swoje. mężczyzna natomiast stanowić miał obraz włoskiego narodu - kolory jego stroju: czerwień, biel i zieleń, dzisiejsza flaga, miała nawiązywać do patriotyzmu i ciała, z którym złączyć miała się wyspa.  

mówi się, że włosy to najbardziej romantyczny i rozkochany naród w europie. być może ten obraz pokazuje, jak wyglądał włoski romantyzm i w jak plastyczny sposób włoski artysta pokazuje ważne wydarzenia dla historii swojego kraju. odzierając kompozycję z kontekstów historycznych, pozostaje on dla nas miłą sceną miłości między dwojgiem młodych ludzi, idealną do reprodukowania w najbardziej ckliwych momentach i filmach. ciekawe, czy włosi mają to nam za złe?