Szukaj na tym blogu

czwartek, 15 sierpnia 2013

aryjska dusza o żydowskim nosie

znamy historie artystów pochodzenia żydowskiego, którzy ze względu na wojnę zmuszeni byli do ukrywania się, wyjazdu za granicę i często zahamowania działalności twórczej. niewiele mówi się jednak o polskich artystach, których w owym czasie było przecież wielu, zaczynając od najbardziej znanego saszy blondera po jankiera adlera. być może wymieniam te nazwiska dlatego, że w twórczości tych artystów zaznaczały się wątki tradycji żydowskiej, wyczuwalna była po prostu atmosfera korzeni malarza. nie było jednak obowiązkowym tworzyć wyłącznie na kanwie przeszłości swojego narodu i religii, wielu artystów - szczególnie tych czujących się przecież także polakami, pozostawiło po sobie dzieła bardziej uniwersalne, o dowolnej tematyce. nie bez wspomnienia o żydowskim pochodzeniu należy jednak potraktować biografię magdaleny gross, jednej z najelegantszych rzeźbiarek dwudziestolecia międzywojennego. 

Magdalena Gross podczas wystawy swoich prac 
w Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie, 1933

urodziła się w 1891 roku w warszawie i niewiele wiadomo o jej życiu przed wojną poza nauką rzeźby w warszawskiej szkole sztuk pięknych, w pracowni samego tadeusza breyera oraz henryka kuny. potem wyjechała do florencji i pod kierunkiem francesco simiego kontynuowała naukę. z twórczości przedwojennej zachowało się bardzo niewiele jej prac; debiutowała jako portrecistka, umiała wydobyć najbardziej charakterystyczne cechy portretowanej osoby przy jednoczesnej syntezie i uproszczenia kształtu, nadając pracom swoisty rytm, w którym odnajduje się echa dzieł kuny. do znanych jej dzieł zalicza się podobizny wielkich polityków: józefa becka, stanisława staszica. była doceniania w kraju i za granicą; wystawiała między innymi w wielkiej brytanii i paryżu (gdzie otrzymała pierwszą nagrodę na międzynarodowej wystawie sztuki i techniki w 1937 roku), zaś do jej najważniejszej wystawy w kraju należy ta z 1933 roku, mająca miejsce w instytucie propagandy sztuki.

fragment wystawy Magdaleny Gross w Instytucie Propagandy Sztuki, Warszawa, 1933

już na podstawie tych dwóch archiwalnych zdjęć można wysnuć wniosek o dominującej tematyce rzeźb grossówny w latach 30. zamiłowanie do animalistyki wynikało z pewnością z wnikliwej obserwacji natury, ale przede wszystkim z faktu otwarcia warszawskiego ogrodu zoologicznego w 1929 roku. wielu artystów wybierało się do zoo i podziwiało nieznane i egzotyczne gatunku zwierząt, które stawały się modelami do szkiców lub samodzielnych dzieł sztuki. w wyjątkowy sposób upodobała sobie animalia właśnie magdalena gross, gdyż po roku 1929 trudno znaleźć w jej twórczości (zarówno zachowanej jak i znanej wyłącznie z fotografii) dzieła, które nie nawiązywałyby do świata zwierząt. mamy zatem przede wszystkim ptaki, zarówno przedstawicieli rodzimych gatunków jak i okazów zagranicznych, ale też ssaki, na przykład łosicę, wielbłądka, niedźwiadka. rzeźby te są najczęściej wykonane w brązie, stanowią niewielkie statuetki, które chciałoby się pogłaskać tak jak prawdziwe zwierzęta. gładko wypolerowane bryły cechują się prostotą formy, podobnie jak w portretach zachowują jechać charakterystykę przedstawianych zwierząt. w ten sposób zgeometryzowane uproszczenie do typowego dla zwierzęcia ruchu oraz jego subtelna dekoracyjność tworzą dzieło syntetyczne, zamknięte płynną linią konturu i mające wyraz fantazyjnej elegancji - zwierzęta magdaleny gross poruszają się wytwornie, miękko przeginają głowy, unoszą kopytka, kłaniają się jak gdyby świadome faktu, że są oglądane same zachęcają do bycia podziwianym.


Magdalena Gross, Gęś japońska, lata 30. XX wieku

Magdalena Gross, Czapla, 1934

 Magdalena Gross, Żuraw koroniasty, lata 30. XX wieku


warszawskie zoo nie okazało się dla magdaleny gross jedynie miejscem pełnym inspiracji - wraz z wybuchem II wojny światowej i wzrastającym zagrożeniem dla żydów - ogród prowadzony przez małżeństwo żabińskich stał się również azylem i miejscem przetrwania dla wielu artystów pochodzenia żydowskiego. jan i antonina żabińscy ukrywali wielu uciekinierów zarówno w swojej wilii jak i opustoszałym ogrodzie. jak wiadomo jednak ukrywający się musi zmieniać miejsca pobytu, dlatego szukano słynnej w warszawskim środowisku rzeźbiarce drugiego domu. propozycja dotarła do państwa rendznerów, którzy zgodzili się przyjąć żydówkę, której wkład w utrzymanie mieszkania zmniejszyłby wydatki i tak niezarabiającej wiele rodziny. o czasie przebywania grossówny przy ulicy zakopiańskiej 31 oraz jej powojennym życiu wiemy dzięki wspomnieniom zofii czerwosz z domu rendzner, kilkunastoletniej dziewczyny, która szybko zaprzyjaźniła się z inteligentną i chętną do rozmów rzeźbiarką, a która po wielu latach sama została rzeźbiarką. 

ze wspomnień tych wynika jak ciepłą i zabawną osobą była magdalena gross. choć czasy były dla niej trudne, z jednej strony ze względu na zastój artystyczny, ale głównie niebezpieczeństwa związane z jej żydowskim pochodzeniem, konieczność zrezygnowania z wychodzenia na ulicę i ukrywanie się u obcych ludzi przy jednoczesnym zmuszaniu ich do podjęcia ryzyka - rzeźbiarka nie straciła optymizmu i żartowała czasem ze swojego położenia mówiąc - jej przymusowe "polskie" nazwisko gościmska było o tyle wygodne, że mogła zgodnie z prawdą sygnować swoje prace inicjałami "MG", a polskość duszy podkreślała żartując, że ma aryjską duszę, lecz - niestety - żydowski nos! jeszcze bardziej podbudowująca jest inna anegdota przywoływała przez zofię czerwosz:
W tym czasie Magdalena wykonywała portret matki, naturalnej wielkości. Adam przytaszczył glinę i sprzęt, niestety tylko ta jedna z jej prac ocalała*, cały dorobek artystyczny przepadł w czasie powstania, jedyny ślad to fotografie.      

         Gdy mieli nadejść policjanci, matka wezwała Magdalenę, by zeszła na dół, rozstawiła rzeźbę i zabrała się do pracy. Policjanci, którzy weszli,  zastali dwie panie w jasno oświetlonym pokoju, przy otwartym oknie. Pierwszy raz widzieli jak powstaje rzeźba, zadali  więc kilka pytań i grzecznie wyszli, a mogło być tragicznie, gdyby zastali kobietę kryjącą się w jakimś kącie, mogliby wtedy inaczej na nią spojrzeć!

Zofia Maria Czerwosz, Warszawa, 2004
ze zbiorów i dzięki uprzejmości Magdaleny Czerwosz

*Portret Janiny Rendznerowej, gips, 1943
karta z katalogu wystawy Rzeźbiarze Saskiej Kępy, 2011
[kliknij, aby powiększyć]

owym adamem był przyjaciel z czasów przedwojennych - adam procki, również uczeń tadeusza breyera. wedle wspomnień zofii, adam jako ubogi student mógł liczyć na pomoc i "matkowanie" ze strony magdaleny, dzięki czemu był do jej dyspozycji w czasie wojny; przynosił jej sprzęt i materiały do rzeźby, dzięki czemu miała szansę na w miarę normalne życie - rzeźbienie dawało jej ulgę, pozwalało na zapomnienie o przykrościach, a jak wynika z powyższej anegdoty - uratowało jej życie. poza wizerunkami osób, u których się ukrywała, tworzyła także statuetki madonn podziemnych, tzw. czarnych w gipsie patynowanym. do osób, które przypominały magdalenie o wcześniejszym życiu należał również jej mąż - paweł zieliński, również pochodzenia żydowskiego, który jednak dzięki mało żydowskiej aparycji mógł funkcjonować na mieście nieco swobodniej. po zdobyciu warszawy przez wojska radzieckie, małżeństwo wyjechało do lublina, gdzie magdalena zajmowała się robieniem kukiełek dla teatru lalkowego bi-ba-bo, ale ostatecznie powróciło do warszawy w marcu 1945. magdalena zmarła niewiele później na udar, związany z długoletnim nadciśnieniem i nieleczonymi problemami z sercem. umarła w roku 1948.

Bardzo lubiła rzeźbić  zwierzęta i patrząc na figurki jej czworonogów i ptaków można było pomyśleć, że poświęciła kilka lat na naukę anatomii. Wprawdzie  budowę zwierzaków znała, ale więcej było w tym artystycznej intuicji i wrażliwości niż książkowych studiów. Jej zwierzęta zawsze miały wiele osobistego wyrazu, a pod pierzem ptaków, czy skórą czworonogów czuło się pracę mięśni. 
Zofia Maria Czerwosz, Warszawa, 2004
ze zbiorów i dzięki uprzejmości Magdaleny Czerwosz

po zakończeniu wojny magdalena posługiwała się dawnym nazwiskiem i powróciła do rzeźby. nadal były to zwierzęta, niektóre ich pomniki można oglądać w warszawskim zoo czy w parku ujazdowskim, jednak te mniejsze okazy są bardzo rzadkie, oglądać można kilka przykładów w królikarni, w ten sposób animalistyczne prace magdaleny gross trafiły do historycznego zwierzyńca. a w warszawskim domu zielińskich można było poza jego mieszkańcami odwiedzić skocznego zająca.