po omówieniu cech i artystów flamandzkich, warto zająć się wreszcie malarstwem holenderskim. nie jest moim celem decydowanie, które było lepsze, bardziej wartościowe, jednak historia sztuki pokazała, że to w holandii powstały dzieła najważniejsze, którymi dziś może szczycić się rijksmuseum w amsterdamie i mauritshuis w hadzie.
przeciwwagą dla kochającego życie, malującego kolorowe, pełne, bujne obrazy flamanda rubensa jest holender rembrandt, którego twórczość w większości jest bardziej wyważona, stonowana, spokojna. warto powiedzieć, że charakter takiego malarstwa może wynikać wprost z ojczyzny malarza - kiedy flandria pozostawała pod panowaniem katolickich habsburgów, holandia była pierwszą w europie republiką wyznającą protestantyzm - kalwinizm. stąd twórczość holendrów była ilustracją zimnej wojny między katolicyzmem a protestantyzmem; twórczość tzw. małych mistrzów holenderskich idealnie spełnia cechy ważne dla tego ostatniego.
drugim czołowym malarzem holenderskiego baroku jest bezsprzecznie jan vermeer van delft, postać na wpół legendarna. ci, którzy oglądali film petera webbera dziewczyna z perłą mogli nabrać się na historię o tym, jakoby malarz miał utrzymywać swoją rodzinę; w rzeczywistości najprawdopodobniej pieniądze przynosiły rodzinie zyski z prowadzonej przez żonę i teściową karczmy znajdującej się w mieście delft. co skłania do słuszności tej hipotezy to fakt, że vermeer namalował tylko 20 obrazów, a malowanie każdego było długim i uciążliwym procesem. dziś my możemy podziwiać efekty jego dokładnego "cyzelowania" każdego z małych płócien, jednak z pewnością nie mogły być one źródłem utrzymania w jednym z najbogatszych miast ówczesnej holandii.
skromna kolekcja obrazów vermeera to głównie pejzaże, widoki z miasta delft, w tym największe płótno widok z delft mierzące około 1,2 metra szerokości. pozostałe to głównie alegorie, portrety i sceny rodzajowe mające miejsce we wnętrzach holenderskich domów, a najczęściej w pracowni malarza. co charakterystyczne dla obrazów tego malarza to umiejscawianie źródła światła na obrazach (najczęściej okno) oraz tzw. niuanse barwne, umiejętność grania światłem w taki sposób, że obrazy błyszczą się, migoczą, noszą nawet znamiona świetlistego powietrza widocznego już w twórczości jana van eycka.
Jan Vermeer, Czytająca list, 1657, Gemäldegalerie Alte Meister w Zwingerze, Drezno
Jan Vermeer, Mleczarka, 1658, Rijksmuseum, Amsterdam
widać to nie tylko w widokach z delft, w których często znajduje się woda z kanałów, ale także w scenach rodzajowych ukazujących czynności domowe, np. w obrazie mleczarka (nalewająca mleko) widać, że przelewany płyn rozbryzguje się zostawiając migoczące kropelki na dzbanku i leżących obok ziarnistych bułkach. niektóre sceny wydają się sztuczne, postaci wyglądają jak lalki, marionetki, wydają się płaskie - a jednak z drugiej strony vermeer potrafił niebywale subtelnie i miękko malować rysy twarzy, bliskie leonardowskiemu sfumato. a wszystko to jeszcze jest spotęgowane faktem, że standardowy wymiar płócien malarza do 30 cm, a mimo to postacie i przedmioty odmalowane są z niezwykłą dokładnością.
poza walorami formalnymi warto także zwrócić uwagę na treść. często bowiem obrazy kryją w sobie liczne symbole i tajemnice; ciężarna kobieta waży perły, a więc zajmuje się rzeczami doczesnymi, a na tle jej noszącego nowe życie brzucha znajduje się scena sądu ostatecznego, postach malarza siedzącego tyłem maluje kobietę w wianku, trzymającą trąbę i księgę, a więc wedle tradycji będącą alegorią malarstwa, ale jednak nie do końca, malowanie zasłon na pierwszym planie, które miały zasłonić obraz albo dać wrażenie, że czytelnik tylko "podgląda" przedstawione sceny, i wreszcie dziewczyna w niebiesko-żółtym turbanie, której jasna karnacja wybija się z brunatnego tła, a nabrzmiałe jak w gorączce czerwone usta są źródłem wielu interpretacji. jedno jest pewne - vermeer nie portretuje tu swojej służącej, z którą łączył go niespełniony romans, ale najprawdopodobniej jedną ze swoich córek (miejmy nadzieję, że nie była bliska charakterowi złośnicy z filmu...)
Jan Vermeer, Dziewczyna z perłą, 1666, Mauritshuis, Haga
mali mistrzowie holenderscy
jednak malarstwo holenderskie to nie tylko rembrandt, vermeer czy działający w republice frans hals. historia sztuki znalazła określenie na licznych holenderskich malarzy oddzielnie ginących w cieniu wielkich mistrzów, ale razem stanowiących jakby kwintesencję tendencji i mód ówczesnego malarstwa holenderskiego. jak wiadomo, gdy we flandii mecenat stanowiły dwory i arystokracja, w holandii malarstwo kupowali głównie mieszczanie, a niepisanym obowiązkiem było posiadanie w domu, nawet najskromniejszym, jakiegoś obrazu. widoczny był zatem popyt na obrazy, jednak nie mogły to być typowe dla katolickiego baroku kilkumetrowe płótna, a niewielkie ramy o uniwersalnej tematyce. co ważne, obrazy małych mistrzów holenderskich są realistyczne.
tematy można podzielić na kilka rodzajów; pierwszy z nich to sceny rodzajowe we wnętrzu lub w scenerii miejskiej, typowej dla małych holenderskich miasteczek z wąskimi, brukowanymi ulicami, małymi ogródko-tarasami. jeśli chodzi o wnętrza, obrazy z tego okresu są świetną ilustracją panujących wówczas mód i zwyczajów; jeśli na obrazie widać mapy na ścianach, dywany na stołach lub wieszanych jak kotary, posadzkę w szachownicę, elementy ceramiki delfickiej w błękitnych barwach, ciężkie, drewniane meble i charakterystyczne świeczniki (można kupić teraz takie na pęczki), a przede wszystkim okna dzielone na malutkie części szkła dające nierównomierne oświetlenie mieszkania - z pewnością jest to wnętrze holenderskie. istotnie sceny rodzajowe, a szczególnie tzw. eleganckie, nie mają na celu przedstawienia jakiegoś konkretnego tematu, ale ludzi w pięknych strojach na tle pięknie i praktycznie urządzonego wnętrza. malarzami scen rodzajowych byli pieter de hooch, gerard terborch, gerard don. do takich scen rodzajowych we wnętrzach zalicza się także prace jana steena, autora satyrycznych, typowo nieholenderskich dzieł przedstawiających owe wnętrza w bałaganie, chaosie, gdzie postaci także ulegają swobodzie, zmieniając dom w zwariowane gospodarstwo.
Pieter de Hooch, Podwórze domu w Delft, 1658, National Gallery
Jan Steen, Zwariowane gospodarstwo, 1663
jednak tematy, dzięki którym malarstwo holenderskie ma swój własny charakter, to przede wszystkim pejzaże. to, co typowe dla holenderskiego pejzażu to przede wszystkim zawsze pochmurne, ale błękitne niebo zajmujące mniej więcej 2/3 wysokości obrazu oraz znajdujący się na 1/3 obrazu szary krajobraz holenderski z pierwszym planem spowitym w cieniu, a dalszym oświetlonym oraz niewielkim sztafażem - zawsze występuje niewielka grupka ludzi będąca elementem urozmaicającym, ale nigdy nie dominującym w kompozycji. do najsłynniejszych pejzażystów holenderskich należy z pewnością jacop van ruisdael, autor krajobrazów nie mogących się obejść bez wiatraka czy kanału z łodziami, często także udekorowany tęczą, a także "autor jednego obrazu", meindert hobbema, autor często powielanego i drukowanego w podręcznikach pejzażu z wysokimi, gołymi topolami, gdzie co prawda widać małe sylwetki ludzi, ale jednak najbardziej przykuwa uwagę przytłaczające niebo i te jakby uginające się pod jego ciężarem wątłe pnie drzew.
Jacop van Ruisdael, Młyn koło Wijk (Wiatrak pod Duurstede), 1670
Jacop van Ruisdael, Żydowski cmentarz, 1657
Meindert Hobbema, Aleja drzew w Middelharnis, National Gallery, Londyn
to jednak nie koniec holenderskich tematów. wykształcili oni także inne, mniej typowe i obecne w malarstwie europejskim rodzaje malarstwa, wynikające z pewnej odrębności holandii i jej historii. pierwszy z nich to mariny - będąca potęgą morską w XVII wieku holandia lubiła szczycić się swoimi dokonaniami na morzu. stąd obecne w mieszkaniach holendrów mapy, a także popularne w malarstwie przedstawienie statków, nie tylko pod holenderską banderą, na pełnym morzu, nierzadko w trakcie bitew morskich. do najważniejszych przedstawicieli mariny należą jan van de cappelle i willem van de velde (młodszy).
Willem van de Velde, Wystrzał armatni, 1707
drugim takim nietypowym tematem są wnętrza kościołów, co wynika z odrębności religijnej holendrów. ukazywanie surowych białych wnętrz XVII-wiecznych zborów kalwińskich będących przeciwieństwem kipiących od dekoracji ówczesnych barokowych kościołów katolickich, miało ukazywać dumę holandii z zachowywanej powściągliwości. do ważniejszych malarzy tego tematu należy pieter saenredam, którego obraz znajduje się w kolekcji warszawskiego muzeum narodowego.
Pieter Saenredam, Wnętrze kościoła św. Bawona w Haarlemie, 1648, MNW
no i wreszcie dochodzimy do sedna: martwe natury. holendrzy wypracowali własny rodzaj martwej natury wanitatywnej, czyli zawierającej przedmioty mające symboliczne przypominać o doczesności życia na ziemi. stąd obrazy te będą przedstawiać nie tylko czaszki i kości (jak np. u pietera claesza), ale przede wszystkim układ starannie dobranych przedmiotów ułożonych chaotycznie na stole przykrytym dywanem. będą to: świeca, zegarek, klepsydra, przewrócone kieliszki lub naczynia z niedopitym winem, stare księgi, niedojedzone jedzenie, dające wrażenie niepokoju przedmioty często stoją na krawędzi stołu, jakby zaraz miały spaść, tak samo jak występujące często obrane cytryny zaraz mają się zepsuć, a ścięte kwiaty w wazonie zwiędnąć. wszystko jest doczesne, nawet jeśli na płótnie uwiecznione w swej piękności, to poza nim ulegające zniszczeniu - o czym przypominają muszle po nieżywych ślimakach czy drobne, krótkowieczne owady - muchy, motyle. do tego dochodzi posępna, ciemna tonacja obrazu, u jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tematu, willema claesza hedy niemal monochromatyczna, oliwkowo-srebrzysta czy stawiane przez ambrosiusa bosschaerta na krawędzi okna wazony ze sztucznie ułożonymi bukietami kwiatów (przedstawianie gatunki nie kwitną w jednym momencie; malowane je z wzorników) lub naczynia, mające się potłuc od jednego podmuchu wiatru.
Willem Claesz Heda, Deser, 1637, MNW
Ambrosius Bosschaert, Bukiet na tle sklepionego okna, 1620
Pieter Claesz, Martwa natura, 1660