brugia to naprawdę piękne miasto. ma się wrażenie, że czas się tutaj zatrzymał. droga z dworca do historycznego centrum prowadzi wąskimi, wybrukowanymi uliczkami. wbrew oczekiwaniom nie znajdzie się tutaj aż tak wielu turystów, choć z pewnością miasto to też drugim w belgii najchętniej odwiedzanym zaraz po brukseli. osobom wierzącym lub miłośnikom architektury gotyckiej brugia będzie kojarzyła się z relikwią krwi jezusa chrystusa, którą można oglądać w pięknej bazylice. fanom michała anioła będzie wiązała się z rzeźbią matki boskiej z dzieciątkiem, która znajduje się w kościele najświętszej marii panny w brugii właściwie przez przypadek, bo planowana była do katedry sieneńskiej. miasto to może też przywoływać myśli o hansie memlingu, którego dzieła znajdują się w szpitalu świętego jana. jednak nie ten flamandzki malarz kojarzy mi się z brugią najbardziej.
tak naprawdę nie wiadomo, gdzie urodził się jan van eyck. pewne jest natomiast, że od 143 roku mieszkał i tworzył, a potem umarł właśnie w brugii, ale tak naprawdę stoi i czuwa nad miastem do dziś zaklęty w pomnikowej rzeźbie na wysokim cokole. z niewielu poświadczonych dzieł malarza cztery nie opuściły granic jego ojczyzny, dzisiejszej belgii, natomiast aż trzy znajdują się w brugijskim groeninge museum. nie jest to może liczba godna podziwu, tym bardziej, że w samej national gallery można podziwiać trzy płótna mistrza, a dwa opuściły nawet nasz kontynent. jednak naprawdę pięknym dopełnieniem wycieczki do granic dawnej flandrii jest możliwość obejrzenia dzieł mistrzów, którzy je tutaj namalowali. stąd potrzeba skupienia się na trzech z czterech obrazów, które dane było mi obejrzeć na żywo w ojczyźnie jana van eycka.
"mój mąż jan namalował mnie w roku 1439, 17 czerwca"
Jan van Eyck, Portret Margarety van Eyck, 1439, Groeningemuseum, Brugia
jakże prawdziwe jest nazywanie van eycka pierwszym malarzem-realistą! nie jest to oczywiście prawdą, wielu mistrzów flamandzkich przed nim przedstawiało rzeczywistość taką, jaka jest, jednak to chyba jednak van eyck był pierwszym, który tak rygorystycznie trzymał się zasady mimesis w portretowaniu swoich modeli. nie licząc portretu małżeństwa arnolfinich, jan van eyck namalował jeszcze siedem innych portretów, a jednak jego żona była pierwszą i ostatnią kobietą, która pozowała mu do samodzielnego obrazu. poza faktem, że była ona żoną artysty i urodziła mu dziecko, niewiele wiadomo o margarecie - z jakiej rodziny się wywodziła, czy miała szlachetne pochodzenie, czy była bogata? portret staje się jedynym źródłem wiedzy na jej temat; po samym stroju możemy dywagować, że była zamożna, trudno jednak określić, czy była szlachcianką, czy po prostu pochodziła z bogatej rodziny mieszczańskiej. w podobny sposób możemy wyobrażać sobie, jaka była. gdyby przypatrzeć się mimice jej twarzy, a właściwie jej brakowi, możemy wyczytać z układu jej zaciśniętych ust oraz spojrzenia oznaczającego coś pomiędzy irytacją a zniecierpliwieniem, że była to kobieta o stanowczym charakterze, bardzo dumna i pewna swego. ciekawe, jak zareagowała na efekt końcowy dzieła, gdy zobaczyła swój portret? możliwe, że nie była jedną z tych kobiet, które przejmują się wyglądem. zadbana, dobrze ubrana, z drogim czepcem na głowie, podgolonym czołem i brwiami - po dłuższym spoglądaniu na jej wizerunek właściwie fakt, że jest wyjątkowo niepiękna przestaje mieć znaczenie. choć być może nie jest to korzystne dla pani van eyck, w przypadku obrazów jego męża nie przedmiot malowany, ale sposób malowania zwraca naszą uwagę. ta bezlitosna, ale godna podziwu fotograficzna dokładność czynią z van eycka świetnego portrecistę, który powtarza na twarzy modela każdą zmarszczkę, pieprzyk, brodawka. poza twarzą zachwycają też przede wszystkim materiały, z których uszyte są stroje modela. czerwony płaszcz posiada swoją ciężkość, a kołnierz i wykończenia rękawów futrem zachowały swoją prawdziwą miękkość. sam czepiec jest godny uwagi; skromny, ale bardzo wyrafinowany zestaw gipiur został sportretowany z dokładnością zarówno fakturalną, jak i światłocieniową.
"jan van eyck tu był" po raz drugi
Jan van Eyck, Madonna kanonina van der Paele, 1436, Groeningemuseum, Brugia
zaraz obok wisi jedno z arcydzieł malarza, dzieło, które naprawdę trzeba zobaczyć na własne oczy. jeśli chodzi o dokładność w przedstawianiu materiałów, w obrazie tym van eyck dał naprawdę popis swoich umiejętności! nie wiadomo właściwie na czym skupić swój wzrok; z jednej strony drogie, ciężkie materiały, takie jak dalmatyka św. donacjana, z pozłacanego jedwabiu podbitego futrem, czy dostojna szkarłatna szata madonny, a nawet dywan i kurtyna za głową madonny sprawiają, że można oglądać je godzinami, czując w oczach niemal dotyk poszczególnych materiałów. z drugiej strony twarze, a właściwie twarz samego fundatora, jorisa van der paele, godna jest wnikliwej obserwacji. tak rzadka w dotychczasowym malarstwie twarz starca, oddana z realizmem w ten sam bezlitosny sposób, co podobizna margarety. jego głęboko osadzone oczy pokryte zmarszczkami oraz ściągnięte czoło nadają wyraz surowy, acz zdecydowany. wzrok kanonika pada nie na madonnę z dzieciątkiem, jak przystało na typ sacra conversazione, natomiast na św. donacjana, patrona brugijskiego kościoła, w którym posługę pełnił fundator. trzecim elementem, który skupia uwagę są detale, szczególnie te odbijające się w zbroi św. jerzego, który tak jakby zamiast swojego podopiecznego uchyla hełmu w celu pochylenia się przed matką boską. w owym hełmie odbija się zwielokrotniony wizerunek madonny z dzieciątkiem, co jest odpowiedzią na nazywanie marii "niesplamionym zwierciadłem". często jej odbicie znajdujemy w lustrach, jednak tym razem umieszczenie lustra we wnętrzu kościoła było niestosowne, stąd zastąpienie go wypolerowaną zbroją. van eyck nie byłby jednak sobą, gdyby ominął okazję do wykorzystania zbroi w jeszcze jednym celu; kiedy przyjrzymy się nałokietnikowi, odnajdziemy tam drobny zarys samego malarza, który tak jak w portrecie arnolfinik jest świadkiem całej sceny. pozostałe szczegóły godne uwagi to elementy architektoniczne tronu maryi - wyrzeźbione są tutaj sceny ze starego testamentu, postaci adama i ewy (maryja ma zetrzeć grzech, którym splamiła ludzkość ewa), a także zabicie abla przez kaina (prefiguracja męki chrystusa) oraz samson pokonujący lwa (symbol wyswobodzenia się ludzkości z mocy piekielnych dzięki jezusowi). te sceny często występowały w obecności matki boskiej z małym jezusem jako ucieleśnienie starotestamentowych zapowiedzi. a jakie znaczenie ma zielona papużka w rękach jezusa? ten jeden symbol nie jest dla nas zrozumiały, być może nie miał on większej roli, może był po prostu elementem egzotycznym w tej tradycyjnej scenie?
"arte secundus" skończył w 1432
Hubert i Jan van Eyck, Ołtarz Baranka Mistycznego, rewers, 1432
chronologicznie od tego obrazu powinno zacząć się narrację o obrazach van eycka pozostających w belgii. największym i najsłynniejszym dziełem jana van eycka, wedle źródeł i przypuszczeń niesamodzielnym, bo tworzonym wspólnie ze starszym bratem, a możliwe, że po prostu kończonym po jego śmierci, jest poliptyk dla katedry św. bawona w gandawie znajdujący się tam do dzisiaj. składa się 12 kwater ułożonych w dwóch rzędach z malowidłami po obu stronach, w sumie 24 obrazy tworzą ten największy dla sztuki flamandzkiej tego okresu ołtarz. po otwarciu całość mierzy ponad 6 metrów szerokości i 4 metry wysokości. rewers składa się z centralnej grupy deesis, czyli wizerunków tronującego jezusa chrystusa i jego pośredników: matki boskiej i jana chrzciela. po obu ich stronach znajdują się chóry anielskie; grupa po lewej przedstawia śpiew, zaś grupa po prawej ze św. cecylią grającą na organach przedstawia grę na instrumentach, z których każdy odmalowany jest z niezwykłą precyzją. dwie skrajne kwatery prezentują adama i ewę, których nagość doprowadziła do zdjęcia tych części w 1785 roku. poza nagością w postaciach pierwszych rodziców uderza dokładność aktu, niepraktykowanego przecież w sztuce północy, ale przede wszystkim skrót perspektywiczny prawej stopy adama, która zdaje się wystawać poza krawędź kwatery.
na dole widzimy w centralnym miejscu scenę adoracji baranka mistycznego, który stoi na ołtarzu i tryska krwią prosto do kielicha, wokół niego zaś ustawieni są aniołowie z arma pasionis, narzędziami męki pańskiej. pod nim znajduje się ośmioboczna studia - źródło życia, w okół którego iskrzą się kamienie szlachetne. ku ołtarzowi kroczą cztery grupy zbawionych: z lewej duchowni, z prawej męczennicy, z dolnego lewego rogu prorocy i ważni przedstawiciele starego testamentu, ale też wergiliusz. z prawej grupa nowotestamentowa z apostołami oraz orszakiem kardynalskim. pochód uzupełniają po dwie kwatery z każdej strony; sprawiedliwi sędziowie (ukradziona w 1934 roku, dziś kopia), rycerze i królowie z lewej strony, zaś z prawej pustelników i pielgrzymów prowadzonych przez św. krzysztofa.
fragment z rewersu Ołtarza Gandawskiego
ta strona ołtarza budzi wiele pytań i zachwyca ilością detali oraz ukrytych znaczeń. najpierw te realne i najmniej kontrowersyjne: zwróćmy uwagę na szczegółowość namalowanej flory i różnorodność namalowanych gatunków krzewów i drzew, a także na precyzję, z jaką przedstawiono pejzaż miejski w tle - do tego stopnia, że wielu próbuje szukać wież tej niebiańskiej jerozolimy w miastach flamandzkich. kolejne detale to znane nam już sceny ze starego testamentu; nad arkadami, w których stoją adam i ewa umieszczono figury przedstawiające historię kaina i abla. na drewnianym pulpicie na nuty widzimy natomiast figurę św. jerzego oraz innych świętych. ta sama kwatera kryje w sobie także inną ciekawostkę; twarze śpiewających aniołów wykrzywiają się w różnych grymasach. zgodnie z przekonaniem, że wyraz twarzy zmienia się w zależności od śpiewanej nuty możemy wyobrazić sobie, że śpiew aniołów jest polifoniczny.
a teraz wróćmy do sceny deesis. czy postać po środku to faktycznie jezus chrystus? zgodnie z samym motywem ikonograficznym, w obecności maryi i jana chrzciciela na tronie zasiada syn boży, natomiast odnosząc się do innej tradycji ikonograficznej nie zgadzałoby się nakrycie głowy tej postaci - w programie średniowiecznym tiarę papieską, czyli symbol najwyższej władzy, nosił na obrazach bóg ojciec. a może van eyck chciał namalować postać łączącą dwie natury? ale jest jeszcze korona u stóp tronującego mężczyzny - korona otwarta, przeznaczona dla jezusa chrystusa. popatrzmy, co dzieje się pod siedzącą postacią na dolnej kwaterze - widzimy gołębicę, a więc trzecią część trójcy świętej. na tej samej osi widnieje baranek mistyczny, który jest przecież symbolem jezusa chrystusa. rozwiązaniem zagadki powinno być zatem to, że na tronie siedzi bóg ojciec, baranek to syn boży, a gołębica - duch święty. pamiętajmy, że nie wszystkie interpretacje muszą być prawdziwe!
Hubert i Jan van Eyck, Ołtarz Baranka Mistycznego, awers, 1432
awers poliptyku nie jest już tak zagadkowy, choć bardzo interesująco namalowany. część górna przedstawia scenę zwiastowania, na której nienaturalnych rozmiarów postaci anioła gabriela i marii ledwo mieszczą się w pomieszczeniu, wedle niektórych van eyck namalował tu swoją gandawską pracownię. maria odpowiada na słowa archanioła odwróconym pismem - aby oczytał je sam bóg. interesującym motywem są cienie "rzucane" przez ramy kwater - zabieg ten to dowód na geniusz malarski autora ołtarza. ponad sceną zwiastowania namalowane są cztery figury: proroków zachariasza i micheasza, oraz sybilli: erytrejskiej i kumejskiej. sceny z zamkniętej części ołtarza są oczywiście zapowiedzią tego, co w środku, a zatem męki i poświęcenia baranka, o czym pisali również namalowani prorocy. pod spodem znajdują się postaci św. jana chrziciela i jana ewangelisty namalowane techniką en grisaille, a więc imitującą rzeźby w kamieniu. tak jak w przypadku figurek dekorujących górne kwatery rewersu ołtarza oraz pojawiających się na innych obrazach rzeźbiarskich scenek van eyck udowadnia wyższość malarstwa nad rzeźbą i pokazuje, że również na płótnie można uzyskać efekt trójwymiarowości. dwie skrajne gotyckie arkady wypełniają postaci fundatorów ołtarza: zamożnego kupca joosa vijdt i jego żony lysbette borluut.
mistrz jan van eyck to jedna z najbardziej tajemniczych postaci w historii sztuki. trzeba przyznać, że ma na tym polu pozycję o wiele niższą, na jaką zasługuje. po obejrzeniu jego obrazów na żywo nie wyjdzie się z podziwu przez długie lata, a cenieni dotąd mistrzowie okażą się małymi amatorami w obliczu kunsztu tego wielkiego malarza. jego obrazy mówią same za siebie i właściwie nie jest nam potrzebna wiedza dotycząca życia prywatnego ich autora. myślę, że ten przedstawiciel malarstwa flamandzkiego XV wieku nie powinien nazywany być przedstawicielem protorenesansu północnego, gdyż pod względem realizmu portretu oraz umiejętności naśladowania namacalnej rzeczywistości na płótnie przewyższa największych artystów włoskiego cinquecenta. nie zasługuje też na potworne miano prymitywisty flamandzkiego, gdyż jego precyzja i przepełnienie głębszym znaczeniem dalekie jest od naiwnej sztuki niedouków. malarstwo jana van eycka, tak wspaniale wpisujące się w krajobrazy i surową rzeczywistość dzisiejszej belgii, pozostaje wzorem dla kolejnych pokoleń artystów, wzorem - zdaje się - niedoścignionym.